 |
Pierwsze półrocze 2006 r. okazało się bardzo obfite w wartościowe płyty. Jak dotąd nie wyszła żadna płyta, jaką można by zaliczyć do hiphopolo, pomijając składanki i płyty "the best of".
Z dobrej strony pokazał się Ero, który poczynił olbrzymie postępy w stosunku do płyty PCP, wydając z Łysolem i Siwersem świetną płytę "Klasyk". Równie duży progres można zaobserwować u Trzeciego Wymiaru, zwłaszcza u Porka, który zarządził "Innymi niż wszyscy". Skazani Na Sukcezz wypuścili godną płytę "Na linii ognia". Pyskaty Skurwiel jak zwykle w świetnej formie, niestety zawodzący, czy wręcz wyjący do księżyca Pih psuje efekt. Dobry mixtape "Jointy, konserwy, muzyka bez przerwy" wydał Gural, który udowodnił, że wciąż jest w wysokiej formie. Do udanych płyt zaliczę również "Oryginał" CeHy. Singiel "Z buta" był bardzo kiepski, "Klaszcz" było już naprawdę irytujące, ale single prawie nigdy nie oddają tego, co jest na płycie, tak jak to było z beznadziejnym "In place" Loszy Very, który promował bardzo dobrą płytę IGS'a "Na klucz". "Tak to widzę" Pona to mój typ na płytę roku, mam wątpliwości, czy wyjdzie jakakolwiek lepsza płyta w tym roku. Świetne bity i inteligentne teksty plus dobre rymy dały piorunujący efekt. Kompilacje Volta to również godne uwagi płyty, bo to (co tu dużo mówić) klasyka polskiego Hip-Hop'u.
Teraz czas na płyty dobre, jednak pozostawiające pewien niedosyt z takiego, czy innego powodu. Na pierwszym miejscu wśród nich znajduje się "7" O.S.T.R.'a. Lirycznie jak zawsze Adam pokazał klasę, natomiast muzycznie płyta nie jest taka dobra. "Emisja spalin" Abradaba na pewno nie jest lepsza od "Czerwonego albumu". Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest ona gorsza od poprzedniego CD-ka. "Esende Mylffon" Tedego buja, zwłaszcza dzięki bitom Matea, który jest w tym momencie moim typem na najlepszego producenta w Polsce. Sam Tede dał na płytę bardzo dobre numery. Więc czemu jest w tej kategorii? Bowiem Tede znany jest z tego, że ma wzloty i upadki. Na tej płycie umieścił kilka wałków, których słuchanie może przyprawić o zapalenie ucha. A szkoda, bo niektóre tracki są naprawdę świetne. "RBK Hip-Hop tour 2006" to niezła płyta, ale nawet trudno opisywać płytę z trzema kawałkami, każdy w dwóch wersjach. DVD jest atrakcyjnym dodatkiem.
Teraz syfy, czyli płyty, o których chciałoby się zapomnieć już teraz. Bez wątpienia na pierwszym miejscu są "Największe przeboje" Verby. Nie kupiłbym płyty o takim tytule nigdy, choćby były to największe hity Pezeta, czy Pona. Jest to zdzieranie pieniędzy za to, co już było. A sytuację pogarsza to, że zawartość tego nośnika jest beznadziejna i jedyny jej plus to instrumentale, jedyne, czego da się posłuchać od początku do końca. Składanki "Rap eskadra 4" i "To jest Maxxx vol.2" zawiodły mnie bardzo, liczyłem, że podziemna część czwartego rozdziału z książki "Rap eskadry" będzie godna uwagi. Niestety tylko kilku numerów da się słuchać, przy jeszcze mniejszej ich ilości kiwa się głowa. Tego drugiego nie komentuję, ponieważ nie ma tam wiele Hip-Hop'u, oprócz jak zwykle słabego Meza.
Wydarzeniem roku 2006 jest bezapelacyjnie beef Tedego z Płomieniem 81. Jest to nie tylko beef 2006, ale także najlepszy beef w historii polskiego rapu. Moim zdaniem wygrał Płomień 81, który zaserwował dawkę mistrzowskich panczy w kawałku "Knebel w pysk", który istotnie zakneblował Tede'mu usta. Wątpię, aby jeszcze w tym roku wydarzyło się coś, co przyćmiłoby to wydarzenie.
Żenadą bieżącego roku jest oczywiście inicjatywa wspierania naszych piłkarzy utworem "Wstawaj" Meza, którzy jeśli w ogóle tego posłuchali, jeszcze bardziej popsuli sobie zdanie o polskim rapie.
Rok 2006 jest zdecydowanie lepszy od 2005 i mam nadzieję, że do końca będę w takim przekonaniu trwać. Życzenie znanego redaktora Flintstone'a zostało spełnione - 2006 okazał się świetny. I pozostaje sobie życzyć, aby podobnie było w 2007.