Roots Manuva, pod tym pseudonimem ukrywa się najsilniejszy głos pośród brytyjskich MC's, Rodney Smith, mistrz rymów i beatów, najsłynniejsza postać kultowej wytwórni Big Dada, oddziału Ninja Tune. Dnia 23 kwietnia wystąpił w Krakowie (klub Studio).
Godzina dziewiętnasta i można zajmować Studio. Dwudziesta i według zapowiedzi powinien rozpocząć się koncert, przed którym publikę starał się rozruszać Dj Woda. Sześćdziesiąt minut później na scenę wkracza jedyny support wieczoru - Łona. Skład zmodyfikowany od ostatniego występu w Krakowie o wcześniej wspomnianego Dj'a, ale za to gotowy na powtórne przyjęcie. Koncert grany energicznie z dobrze znaną i charakterystyczną dla duetu Łona-Rymek dozą humoru. MC napędzany przez puszkowe piwo, zarażał wrodzonym optymizmem ciągle zbierającą się publiczność. Chwilę później namawia wszystkich, aby na "trzy" wydobyli z siebie ten "słynny krakowski głos". "Trzy!" i całe pomieszczenie wypełnia się niewiarygodnym krzykiem.
Razem skusili nas abyśmy "Nie ufali Jarząbkowi" jak ciągnęli dalej "bo was w chuja zrobi, w chuja zrobi..." - nie zrobił, bo wszyscy wdaliśmy się w "Rozmowy z cutem", aby równie szybko wybrać się do Ani na Bezrzecze, a po drodze podziwiać dialogi odgrywane przez artystów. O "Jak dobrze" jest móc w każdej chwili wypowiedzieć zaklęcie "Trzy!" i wprawić tłum w żywiołową reakcję. Na bis chlusnąć wodą mineralną symbolizującą przepełnioną "Konewkę" i machając na pożegnanie wykonać "ruch koneweczką", podlewając zasadzony wcześniej optymizm, udać się na zaplecze.
Rozgrzane audytorium zostało jednak wystawione na kolejną próbę, test cierpliwości gdyż band Rodney'a Smith'a potrzebował trochę czasu, aby się przygotować. Coraz więcej osób zbliżało się do barierek. Nastała ciemność, członkowie zespołu zajęli swoje miejsca i hipnotyczny dźwięk wprowadził ludzi w lekki trans. Głos wydobywający się z mroku pytał czy Kraków jest już gotowy? Upewniał się kilkakrotnie przeciągając moment, w którym to pojawić się miał długo oczekiwany Roots Manuva.
Pierwszy kontakt, porywające "Join The Dots" i spotkanie z niepohamowanym entuzjazmem publiczności było naprawdę szokujące. Godnie przywitany Manuva kontynuował racząc wszystkich swoim niskim, szamańskim i tajemniczym głosem. Wraz z ośmioosobowym zespołem zahipnotyzował fanów, wciągając ich w senny puls subtelnej nuty, po czym fundował im nagłe przebudzenie zmuszając ich ciała do bezwarunkowego odrywania się od parkietu. Unoszone ręce, krzyki, nawoływania, nieustający aplauz i zaangażowanie całego zespołu sprawiły, że imprezą zawładnęła nieziemska wręcz oniryczna atmosfera.
Kolejno grane utwory to między innymi "Bashment Boogie", "Too Cold", "Movements", pulsujący "Dub style", "Rebel Heart", "Awfully Deep" podtrzymywały ten unikalny klimat, doskonale ilustrując, jak magiczny jest flow Rodney'a. Po wykonaniu ostatniego numeru, przerwany został utrzymujący się do tej pory trans, a na ziemie sprowadziła wszystkich sprawnie działająca ochrona zapraszająca do wyjścia. Nagle zasunięto rolety odgradzając bar, co podtrzymało tradycję pielęgnowaną w klubie Studio, że wraz z ostatnim zagranym kawałkiem, spędzamy ostatnie chwile w klubie goszczącym artystę.
Manuva ma tendecję do łamania muzycznych, jak i przestrzennych barier, co udowodnił również podczas tej imprezy. Dzięki temu impreza ta zasłużyła sobie na miano wydarzenia muzycznego, bo nie był to zwyczajny koncert, a wielkie WYDARZENIE.
Biografię artysty znajdziecie tutaj. |